LEA
Całą noc przewracałam się z boku na bok. Bałam się spojrzeć w miejsce, gdzie pojawił się mężczyzna, ale jednocześnie tego chciałam.
Co chwila zerkałam w stronę kratki wentylacyjnej, byłam ciekawa czy Skyler już śpi. Nie słyszałam żadnego odgłosu z jego pokoju, najwidoczniej zasnął.
Ja nie dałam rady.
Przecieram oczy, powieki same mi opadają. Nigdy nie wierzyłam w duchy, ale po tej nocy już sama nie wiem co o tym myśleć.
Odrzucam z siebie kołdrę i staję na zimnej podłodze. Wyjmuję z komody nową, czystą koszulkę, bo ta, w której spałam przykleiła się do mych mokrych pleców. Szybko naciągam ją na siebie, a potem wychodzę na korytarz.
Zmierzając w stronę łazienki zauważam okienko do pokoju z monitorami, na których są obrazy z kamer. Widzę też strażnika - jego głowa jest odchylona na oparciu krzesła, a z ust spływa mu cienki strumyk śliny.
Śpi.
Momentalnie zawracam, biegnę na koniec korytarza i nie zawracając sobie głowy pukaniem wpadam do pokoju Sky'a.
- Co do cholery... - Słyszę zdezorientowany pomruk i odgłos uderzenia. Chłopak uderzył potylicą o blat biurka. Musiało boleć.
- Wybacz! - Przykucam obserwując jak Sky wypełza spod biurka. - Co ty tam robiłeś?
- Nic! Po co przyszłaś?
Siadam po turecku i kładę dłonie na kolanach.
- Wiesz, że strażnik zasnął? Pewnie dlatego wczoraj nie zareagował jak przyszedłeś do mojego pokoju, też musiał spać.
- Cóż, ten gość lubi się ślinić.
- Zauważyłam - kwituję. - Jak myślisz, co to było? Chodzi mi o to wydarzenie w nocy.
Sky bierze głęboki wdech i pociera skronie palcami.
- Nie mam bladego pojęcia, miałem nadzieję, że to tylko sen.
- Też bym chciała żeby to był sen, chciałabym w ogóle dzisiaj zasnąć.
- Moja ciastkowa propozycja była aktualna całą noc.
Przewracam oczami i przesuwam się.
- Nie miałam wtedy w głowie ciastek tylko duchy, które nagle odwiedzają mój pokój.
Chłopak patrzy na mnie z powagą.
- Skąd wiesz, że to duchy? Sam niekiedy widuję dziwne rzeczy po tabletkach od dyżurnej.
- Czyli co, obydwoje mieliśmy te same zwidy? Jeden wielki, wspólny haj? - Unoszę brew pytająco.
- Dobra, dobra, ale jak wytłumaczysz to, że podczas sesji tylko ty widziałaś ducha, a tym razem wciągnęłaś w to mnie?
- Nie wiem. - Wstaję i przysiadam na łóżku, które wydaje przeraźliwy skrzyp.
Przywidzenia po tabletkach brzmią całkiem rozsądnie, ale gdyby miały być prawdą, to nie mielibyśmy ich wspólnie. Przecież leki na każdego działają inaczej.
Wzdycham i chowam twarz w dłoniach.
Dlaczego trafiłam do takiego miejsca?
Materac się ugina gdy Sky siada obok mnie.
- Nie przejmuj się, zawsze mogłaś zobaczyć Mike'a bez bielizny.
Parskam mimo woli, a potem od razu przeganiam ten widok z głowy.
- Dzięki, teraz znowu czeka mnie bezsenna noc.
Zapada chwila ciszy, po kilku sekundach robi się niezręcznie. Wtedy czuję jak Skyler kładzie dłoń na moim ramieniu.
- Coś wymyślimy. Tymczasem spróbuj zasnąć.
- A nie mamy dzisiaj jakichś zajęć?
- Powiem Wolferowi, że gorzej się czujesz. Jeśli chcesz połóż się tutaj.
Opieram głowę na piersi Skylera.
- A jak Wolfer przyjdzie do mojego pokoju sprawdzić co ze mną?
- Spokojnie, w sobotę ma dość dużo sesji. Najwyżej zagadam go moimi problemami.
- Dzięki.
Słychać tylko nasze oddechy. Na początku myślę, że nie dam rady odlecieć, ale kiedy tylko zamykam oczy porywa mnie sen.
SKYLER
Kiedy czuję, że mięśnie Lei się rozluźniają, kładę ją na pościeli, wyciągam koc z szafki i przykrywam kruchą blondynkę. Sam wkładam kilka świeżych ciuchów pod pachę i idę się umyć.
Zimna woda jest jak ukojenie. Z chęcią zmyłbym z siebie wszelkie wspomnienia śmierci. Nie tylko Lea nie mogła spać. Co chwilę budziłem się gotowy do krzyku, omotany przerażeniem i uczuciem pustki. Ta noc wywlekła na zewnątrz całe moje beznadziejne życie. Opieram się o lodowate płytki.
Wiele zależy od rodzaju narkotyku. Niektóre pozwalają ci być aniołem, po innych śmiejesz się jak podczas oglądania jednej z tych beznadziejnych komedii, w której ktoś gubi spodnie. Możesz także mieć halucynacje. To dziwne, ale jeśli wkręcisz sobie smutną fazę nawet samobójstwo staje się sensownym rozwiązaniem.
Nieraz byłem gotów skoczyć z okna, czy powiesić się na sznurku. Wiem, że samo rozwiązanie jest do dupy, ale po protu nie myślisz o niczym innym.
Dlaczego teraz to musi pojawiać się w mojej głowie. Minęły dwa cholerne lata. Ze złości ciskam mydłem na drugi koniec łazienki.
Po prysznicu wrzucam brudne ciuchy do kosza i ruszam do biura Wolfera. Zdecydowany pukam głośno trzy razy i wchodzę. Mężczyzna siedzi za swoim biurkiem i ledwo zauważalnie podnosi oczy do góry.
- Skyler. Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałem przekazać, że Lea źle się dzisiaj czuje, więc nie będzie obecna na zajęciach.
- Co z nią nie tak?
Zerkam przez okno, jak zawsze.
- Boli ją głowa i tak dalej. Kobiece sprawy.
Wolfer mruczy coś pod nosem, przekładając papiery w rękach, jakby nie usłyszał, że cokolwiek do niego mówiłem. Po chwili jednak odpowiada.
- Wiesz, z jakiego powodu ona tu jest, Skyler?
Wiem, ale nie odpowiadam. Nie zdążam.
- Chciała się zabić. Niedoszli samobójcy szukają pierwszej lepszej okazji, by spróbować jeszcze raz.
- Ona taka nie jest - natychmiast odparowuję.
- Nie wiesz, jaka ona jest. Nie znasz jej, Skyler. Ty tylko chcesz stąd uciec.
Och, zamknij się już, sukinsynu. Mam dość tej pieprzonej gadki.
- Wezmę za nią całkowitą odpowiedzialność.
- A jeśli umrze, to mnie pozwą jej rodzice.
O to ci chodzi. Prostuję się i uśmiecham.
- Będę ją sprawdzał między sesjami. Zasnęła, kiedy wpadłem do niej przed prysznicem.
- Nieważne - Wolfer macha ręką. - Ma się pojawić na popołudniowych zajęciach.
Uśmiecham się, dziękuję i wychodzę.
Idę do stołówki, kładę talerz z płatkami na tacce i siadam obok Mike'a. Akurat trafiam na moment, w którym wkłada większą zawartość miski do swojej buzi i nie jest w stanie odpowiedzieć "cześć".
Rozglądam się i zauważam Riley snującą się między stolikami. Mój przyjaciel do niej macha, więc ta dosiada się do nas.
- Cześć Riley - uśmiecham się, a na jej policzkach wyskakują różane plamy.
- Cz-cześć - mówi cicho, po czym zaczyna jeść.
Też powinienem wrzucić cokolwiek do żołądka, ale z trudem patrzę na żółte płatki pływające w mleku. Kiedy Mike uwalnia swoją buzię od nadmiaru pożywienia, pyta:
- Widziałeś dzisiaj Leę?
- Tak, śpi. Pojawi się na popołudniowych zajęciach.
Ktoś przejeżdża dłonią po moim karku, a ja mimowolnie się wzdrygam. Odwracam głowę i widzę za sobą uśmiechniętą Annabeth.
- Podczas czasu wolnego mam zamiar znów zerżnąć cię w tenisa stołowego - mówi i siada tuż obok mnie.
- Nie jestem pewny. Muszę się wyżyć, więc lepiej załóż ochraniacze.
Mike kopie butem w moją stopę.
- Czyżby znów jeden z gorszych dni?
Wzruszam ramionami, wkładając kolejną łyżkę do buzi. Nigdy nie miałem przed nim sekretów. Przynajmniej nie poważnych. Teraz dzielę coś z Leą i nie jestem pewny, czy ktokolwiek inny powinien o tym wiedzieć. Coś w środku szepcze, że nie mogę tak robić. Wiem, co to oznacza. Oddalanie się od Mike'a. Uwielbiam tego gościa, więc przez chwilę kłócę się z wewnętrznym czymś. Niestety po głębszych przemyśleniach decyduję, że nie mogę oznajmić znudzonym głosem: "Lea widzi jakieś nadzwyczajne rzeczy i tak dalej, a ostatnio nawet sam widziałem ducha. To dość dziwne, ale wiesz. Dzień jak co dzień."
Zaliczam kilka zajęć, nawet udaję mi się opróżnić, a potem ruszam do swojego pokoju. Jest godzina czternasta, a Wolfer dokładnie wyłożył swoje warunki.
Kiedy wchodzę i staję nad łóżkiem, żeby obudzić dziewczynę, waham się. Włosy zasłoniły jej szyję, ma lekko rozchylone wargi a oddech powoli unosi pojedyncze blond kosmyki do góry, by później opadły. Wygląda... na spokojną. Widzę ją taką pierwszy raz.
Gdyby teraz się obudziła, wzięłaby mnie za prześladowcę. Dlatego kładę dłoń na jej ramieniu i potrząsam nim.
- Lea. Musisz wstać.
Dziewczyna ospale jęczy, przeciera oczy i odpowiada:
- Po co?
- Wolfer mówił. że masz być na popołudniowych zajęciach.
- Cholera...
Zdziera z siebie koc i mruczy jakieś wulgaryzmy.
- Wyspana? - pytam rozśmieszony.
- Bardzo.
Opiera się o biurko, zaciskając palce na blacie.
Wtedy szeroko otwiera powieki, jakby nagle przeniosło ją gdzieś indziej. Nie wiem, czy jest przerażona czy zdziwiona, ale stoi tak dobrą minutę.
- Lea? Wszystko w porządku?
Gwałtownie puszcza drewnianą deskę i upada na kolana, zaglądając pod moje biurko.
niedziela, 27 lipca 2014
środa, 2 lipca 2014
Rozdział 5
LEA
Już po pięciu minutach siedzenia w moim pokoju jestem bliska szaleństwa. Tego prawdziwego szaleństwa.
W głowie ciągle mam łkanie tamtej kobiety, dlaczego inni nie zwracali na nią uwagi?
Może naprawdę jej nie widzieli? Może tylko ja...
- Nie - mówię na głos. - Nie jestem szalona.
Jestem normalna, normalna, normalna.
Postanawiam zająć czymś ręce. Może Wolfer nie wkurzy się, jak zmienię wystrój wnętrza?
Podchodzę do łóżka, chcę je dopchnąć do ściany, ale okazuje się, że jest wkręcone w podłogę. No pięknie.
Zanim będę miała zamiar przesunąć komodę, kucam, wyciągam dolną szufladkę i z jękiem zawodu wkładam ją z powrotem. Komoda też jest przykręcona.
Zrezygnowana opieram się o biurko. Delikatnie się odpycham i prawie, że upadam. Chociaż biurko mogę ustawić wedle uznania!
Kładę dłonie na blacie i pcham, dopycham biurko pod samą ścianę. Jestem z siebie dumna, w końcu zrobiłam coś innego od bezsensownego leżenia.
Nagle coś łaskocze mnie w łydki. Kieruję tam wzrok i zauważam białą kratkę wentylacyjną.
W tej chwili w mojej głowie rodzi się pomysł.
Przykucam, wsuwam paznokcie pod kratkę i ciągnę. Plastik wysuwa się.
Kładę się płasko na podłodze, a twarz kieruję w stronę dziury.
- Sky? - szeptam. - Słyszysz mnie?
Mam nadzieję, że chłopak nie uciął sobie drzemki.
- Skyler! - delikatnie podnoszę głos.
Słyszę szuranie po drugiej stronie ściany.
- Lea? - pyta chłopak, co od razu mnie irytuje.
- Nie, Święty Mikołaj!
Dobiega mnie głośny jęk z drugiej strony.
- Aż strach pomyśleć, że teraz możesz mnie dręczyć i w nocy.
Sięgam po poduszkę i podkładam ją sobie pod brzuch.
- Mieliśmy porozmawiać, pamiętasz?
- No tak - wzdycha. - zacznijmy od początku. Dlaczego wysłali cię do ośrodka?
Już mam mówić, że to nie jego sprawa, ale uderza mnie fakt, że jest to mój jedyny, w miarę normalny, znajomy w tym budynku.
- Podobno chciałam popełnić samobójstwo. Żyletki, sznurek i takie tam. Norma w tym domu dla... w tym ośrodku, co?
Zamiast natychmiastowej, długiej odpowiedzi dostaję tylko jedno słowo po chwili ciszy.
- Podobno?
- No tak. - Zaczynam skubać brzeg poduszki. - Mam dobre życie, dopiero co zdałam prawo jazdy. Świętowałam z przyjaciółką, a tu bum, niespodzianka, budzę się w psychiatryku, a doktorek wmawia mi, ze chciałam się zabić.
- Na pewno niczego nie brałaś? Nawet i duża ilość alkoholu może zamieszać w głowie.
- Wypiłam jednego drinka, okay? Jestem dorosła, panie rozważny.
- Nie o to chodziło. Nieważne. Myślałem, że jesteś schizofreniczką. O co chodziło z tą kobietą podczas sesji?
Orientuje się, że rozprułam prawie połowę poszewki. Zaciskam dłonie w pięści i powoli wypuszczam powietrze z płuc.
Do mojej głowy przychodzi obraz tamtej kobiety, widok krwi...
- Zobaczyłam kobietę. Płakała. A potem... Ona po prostu odsłoniła twarz, ale zamiast twarzy było mięso, to znaczy pod skórą zawsze jest, bo... - Plątam się w swoich słowach. - Jej twarz była wielkim ochłapem. Cała zakrwawiona.
- Pytaniem jest dlaczego nikt inny jej nie widział.
- Tego nie wiem.
Przewracam się na plecy i błądzę wzrokiem po pokoju. Przechodzę nim od komody, przez biurko i łóżko, po drzwi i twarz.
Twarz.
Siadam i wpatruję się w oczy wysokiego mężczyzny w ciemnym kapeluszu i garniturze, jego skóra jest biała jak papier. Zaczynam drżeć.
- Sky - szepczę.
- Co?
- Chodź tutaj, błagam. - Mój głos się łamie, jestem przytłoczona spojrzeniem czarnych oczu mężczyzny. - Tu ktoś jest, Sky.
Po chwili ciszy słyszę zgrzyt klamki w pokoju chłopaka.
- Będą z tego problemy. - Dochodzi mnie jego głos.
Podkurczam nogi i obejmuję je ramionami. Mężczyzna przechyla głowę nie spuszczając ze mnie wzroku.
Błagam Sky, pośpiesz się.
SKYLER
To najgłupszy pomysł pod słońcem, ale co mogę poradzić. Uchylam drzwi najciszej jak potrafię i wychodzę na korytarz. Pokój Lei jest po prawej. Wchodzę do środka i choć u mnie paliła się lampka nocna, widok żarzącej się żarówki na suficie nie jest zbytnio przyjemny.
Widzę Leę siedząca na podłodze. Od razu do niej podbiegam i kucam obok. Odgarniam jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho.
- Gdzie? - pytam, a ona chwyta moją dłoń.
- Przy drzwiach. Po prostu spójrz w lewo.
Odwracam się i zamieram. Chwilowy zawał serca, tego mi brakowało. Mężczyzna wpatruje się dokładnie w miejsce, gdzie dziewczyna siedzi. Czuję, jak drży. Sam ledwo co powstrzymuję od tego swoje ciało.
Chrząkam i starając się panować nad głosem mówię:
- Kim jesteś?
Brak odpowiedzi wcale mnie nie dziwi. Wstaję, pociągając Leę za sobą. Gość w garniturze jest piekielnie wysoki, nawet teraz przerasta nas o jakieś dwie głowy. O dziwo zamiast spojrzeć nieco wyżej, dalej patrzy w ten sam punkt. Czyli ona wcale go nie interesuje.
- Chyba nie chodzi mu o ciebie.
- A o co? - nerwowy ton roznosi się po pokoju. - Może się wkurzył o tę kratkę wentylacyjną?
Nagle coś, albo ktoś, wyskakuje zza biurka. Dosłownie przez nie przelatuje z rękoma wyciągniętymi do przodu i spada na bladego mężczyznę wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Oboje cofamy się do tyłu, aż nasze plecy całkowicie nie przylegną do ściany.
Chłopak - bo nie przypomina dorosłego człowieka - łapie gardło kolesia w ciemnym płaszczu, i zaczyna je ściskać. Ma podkrążone oczy, z których ciekną łzy.
- Benny, proszę, nie! - burczy duszony, ale Benny wygląda, jakby w ogóle go nie słyszał. - Benny, przepraszam cię! Zostaw mnie w spokoju! Matka cię znienawidzi, kiedy się dowie, co zrobiłeś!
To tylko wzmaga siłę uścisku i mężczyzna po chwili przestaje gadać. I ruszać się, i oddychać. Chłopak nadal na nim siedząc zaczyna szlochać i uderzać pięściami o klatkę piersiową trupa.
- Sam tego chciałeś, sam!
- Benny - początkowo szepczę, ale potem wzmacniam swój głos. - Benny.
Kurczowo trzymam się ręki Lei, jakby to, że ona tutaj jest czyniło mnie bezpieczniejszym. Chcę zrobić krok do przodu, ale wtedy chłopak, jak i ciało, znikają z podłogi.
Stoję w pełnym rozkojarzeniu.
- Widziałaś to? - pytam, choć i tak znam odpowiedź.
- Domyśl się - warczy.
Po chwili przypominam sobie, że Lea przeżyła już coś podobnego. Ta jakaś kobieta w Sali Zwierzeń. Jestem nieco wstrząśnięty, zadziwiony i chyba rozbawiony. To wynika z tego, że kiedyś miałem podobne wizje. Ludzie atakujący mnie bez powodu, czy zabijający się przed moimi oczyma. Ale to wszystko było po dragach i tym podobnych... A nie po dziwnej papce ze stołówki. Być może ktoś kazał kucharce coś wsypać, tak dla urozmaicenia?
- Okay, nie wiem co powiedzieć.
- Powiedz wszystko, tylko nie to, że oszaleliśmy.
Puszczam jej rękę i mrugam parę razy.
- Zgłodniałem - mruczę.
- Naprawdę? - Lea wygląda na zdziwioną. - Po tym wszystkim mówisz, że zgłodniałeś? Boże.
- Najpierw dajesz mi wolność słowa, a potem mnie za nią karcisz? Kto cię wychował, Putin?
- Wiesz co, idź na stołówkę. O tej porze na pewno dadzą ci coś dobrego, zawsze możesz podebrać coś ze zlewek z obiadu. Pałętanie się o tej godzinie po budynku to boski pomysł!
Kolejną śmieszną rzeczą jest nasza nagła zmiana tematu. Od horroru do komedii.
- Mam ciastka w pokoju, przemycone przez sprzątaczkę i zostawione na czarną godzinę. Poza tym - drapię się po głowie - chyba powinien pójść do siebie. Przespać noc i pomyśleć o tym... wszystkim.
W duchu dodaję, że ten cholerny pokój nieco mnie przeraża. Obstawiam, że Leę też.
- Hola, hola ciasteczkowy potworze. Też należą mi się ciastka - mówi nadal drżącym głosem.
- Może coś ci odłożę, może.
- W takim razie nie trudź się. Jakby jacyś dziwni goście pojawili się w moim pokoju, to bądź pewien, że zawołam cię na to cudowne spotkanie, a teraz żegnam.
Kiedy już stoję przy samych drzwiach, pytam:
- Jesteś pewna... Wiesz, że chcesz zostać tu sama? Aktualnie jestem skłonny oddać ci połowę ciastek, tylko rozumiesz, odbiór we własnym zakresie.
- Och nie, mój bohaterze, błagam zostań ze mną i trzymaj mnie za rękę! - przewraca oczami. - Dobranoc, Sky.
- Dobranoc - rzucam i wychodzę.
Gdy padam na łóżko, zadaję sobie jedno pytanie.
Co takiego dzieje się z tą dziewczyną?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
wybaczcie nam, że notka pojawia się dopiero teraz. są wakacje, powinno być lepiej. postaramy się, by nasz system już nigdy nie zawiesił się na tak długo. ☺
Już po pięciu minutach siedzenia w moim pokoju jestem bliska szaleństwa. Tego prawdziwego szaleństwa.
W głowie ciągle mam łkanie tamtej kobiety, dlaczego inni nie zwracali na nią uwagi?
Może naprawdę jej nie widzieli? Może tylko ja...
- Nie - mówię na głos. - Nie jestem szalona.
Jestem normalna, normalna, normalna.
Postanawiam zająć czymś ręce. Może Wolfer nie wkurzy się, jak zmienię wystrój wnętrza?
Podchodzę do łóżka, chcę je dopchnąć do ściany, ale okazuje się, że jest wkręcone w podłogę. No pięknie.
Zanim będę miała zamiar przesunąć komodę, kucam, wyciągam dolną szufladkę i z jękiem zawodu wkładam ją z powrotem. Komoda też jest przykręcona.
Zrezygnowana opieram się o biurko. Delikatnie się odpycham i prawie, że upadam. Chociaż biurko mogę ustawić wedle uznania!
Kładę dłonie na blacie i pcham, dopycham biurko pod samą ścianę. Jestem z siebie dumna, w końcu zrobiłam coś innego od bezsensownego leżenia.
Nagle coś łaskocze mnie w łydki. Kieruję tam wzrok i zauważam białą kratkę wentylacyjną.
W tej chwili w mojej głowie rodzi się pomysł.
Przykucam, wsuwam paznokcie pod kratkę i ciągnę. Plastik wysuwa się.
Kładę się płasko na podłodze, a twarz kieruję w stronę dziury.
- Sky? - szeptam. - Słyszysz mnie?
Mam nadzieję, że chłopak nie uciął sobie drzemki.
- Skyler! - delikatnie podnoszę głos.
Słyszę szuranie po drugiej stronie ściany.
- Lea? - pyta chłopak, co od razu mnie irytuje.
- Nie, Święty Mikołaj!
Dobiega mnie głośny jęk z drugiej strony.
- Aż strach pomyśleć, że teraz możesz mnie dręczyć i w nocy.
Sięgam po poduszkę i podkładam ją sobie pod brzuch.
- Mieliśmy porozmawiać, pamiętasz?
- No tak - wzdycha. - zacznijmy od początku. Dlaczego wysłali cię do ośrodka?
Już mam mówić, że to nie jego sprawa, ale uderza mnie fakt, że jest to mój jedyny, w miarę normalny, znajomy w tym budynku.
- Podobno chciałam popełnić samobójstwo. Żyletki, sznurek i takie tam. Norma w tym domu dla... w tym ośrodku, co?
Zamiast natychmiastowej, długiej odpowiedzi dostaję tylko jedno słowo po chwili ciszy.
- Podobno?
- No tak. - Zaczynam skubać brzeg poduszki. - Mam dobre życie, dopiero co zdałam prawo jazdy. Świętowałam z przyjaciółką, a tu bum, niespodzianka, budzę się w psychiatryku, a doktorek wmawia mi, ze chciałam się zabić.
- Na pewno niczego nie brałaś? Nawet i duża ilość alkoholu może zamieszać w głowie.
- Wypiłam jednego drinka, okay? Jestem dorosła, panie rozważny.
- Nie o to chodziło. Nieważne. Myślałem, że jesteś schizofreniczką. O co chodziło z tą kobietą podczas sesji?
Orientuje się, że rozprułam prawie połowę poszewki. Zaciskam dłonie w pięści i powoli wypuszczam powietrze z płuc.
Do mojej głowy przychodzi obraz tamtej kobiety, widok krwi...
- Zobaczyłam kobietę. Płakała. A potem... Ona po prostu odsłoniła twarz, ale zamiast twarzy było mięso, to znaczy pod skórą zawsze jest, bo... - Plątam się w swoich słowach. - Jej twarz była wielkim ochłapem. Cała zakrwawiona.
- Pytaniem jest dlaczego nikt inny jej nie widział.
- Tego nie wiem.
Przewracam się na plecy i błądzę wzrokiem po pokoju. Przechodzę nim od komody, przez biurko i łóżko, po drzwi i twarz.
Twarz.
Siadam i wpatruję się w oczy wysokiego mężczyzny w ciemnym kapeluszu i garniturze, jego skóra jest biała jak papier. Zaczynam drżeć.
- Sky - szepczę.
- Co?
- Chodź tutaj, błagam. - Mój głos się łamie, jestem przytłoczona spojrzeniem czarnych oczu mężczyzny. - Tu ktoś jest, Sky.
Po chwili ciszy słyszę zgrzyt klamki w pokoju chłopaka.
- Będą z tego problemy. - Dochodzi mnie jego głos.
Podkurczam nogi i obejmuję je ramionami. Mężczyzna przechyla głowę nie spuszczając ze mnie wzroku.
Błagam Sky, pośpiesz się.
SKYLER
To najgłupszy pomysł pod słońcem, ale co mogę poradzić. Uchylam drzwi najciszej jak potrafię i wychodzę na korytarz. Pokój Lei jest po prawej. Wchodzę do środka i choć u mnie paliła się lampka nocna, widok żarzącej się żarówki na suficie nie jest zbytnio przyjemny.
Widzę Leę siedząca na podłodze. Od razu do niej podbiegam i kucam obok. Odgarniam jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho.
- Gdzie? - pytam, a ona chwyta moją dłoń.
- Przy drzwiach. Po prostu spójrz w lewo.
Odwracam się i zamieram. Chwilowy zawał serca, tego mi brakowało. Mężczyzna wpatruje się dokładnie w miejsce, gdzie dziewczyna siedzi. Czuję, jak drży. Sam ledwo co powstrzymuję od tego swoje ciało.
Chrząkam i starając się panować nad głosem mówię:
- Kim jesteś?
Brak odpowiedzi wcale mnie nie dziwi. Wstaję, pociągając Leę za sobą. Gość w garniturze jest piekielnie wysoki, nawet teraz przerasta nas o jakieś dwie głowy. O dziwo zamiast spojrzeć nieco wyżej, dalej patrzy w ten sam punkt. Czyli ona wcale go nie interesuje.
- Chyba nie chodzi mu o ciebie.
- A o co? - nerwowy ton roznosi się po pokoju. - Może się wkurzył o tę kratkę wentylacyjną?
Nagle coś, albo ktoś, wyskakuje zza biurka. Dosłownie przez nie przelatuje z rękoma wyciągniętymi do przodu i spada na bladego mężczyznę wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Oboje cofamy się do tyłu, aż nasze plecy całkowicie nie przylegną do ściany.
Chłopak - bo nie przypomina dorosłego człowieka - łapie gardło kolesia w ciemnym płaszczu, i zaczyna je ściskać. Ma podkrążone oczy, z których ciekną łzy.
- Benny, proszę, nie! - burczy duszony, ale Benny wygląda, jakby w ogóle go nie słyszał. - Benny, przepraszam cię! Zostaw mnie w spokoju! Matka cię znienawidzi, kiedy się dowie, co zrobiłeś!
To tylko wzmaga siłę uścisku i mężczyzna po chwili przestaje gadać. I ruszać się, i oddychać. Chłopak nadal na nim siedząc zaczyna szlochać i uderzać pięściami o klatkę piersiową trupa.
- Sam tego chciałeś, sam!
- Benny - początkowo szepczę, ale potem wzmacniam swój głos. - Benny.
Kurczowo trzymam się ręki Lei, jakby to, że ona tutaj jest czyniło mnie bezpieczniejszym. Chcę zrobić krok do przodu, ale wtedy chłopak, jak i ciało, znikają z podłogi.
Stoję w pełnym rozkojarzeniu.
- Widziałaś to? - pytam, choć i tak znam odpowiedź.
- Domyśl się - warczy.
Po chwili przypominam sobie, że Lea przeżyła już coś podobnego. Ta jakaś kobieta w Sali Zwierzeń. Jestem nieco wstrząśnięty, zadziwiony i chyba rozbawiony. To wynika z tego, że kiedyś miałem podobne wizje. Ludzie atakujący mnie bez powodu, czy zabijający się przed moimi oczyma. Ale to wszystko było po dragach i tym podobnych... A nie po dziwnej papce ze stołówki. Być może ktoś kazał kucharce coś wsypać, tak dla urozmaicenia?
- Okay, nie wiem co powiedzieć.
- Powiedz wszystko, tylko nie to, że oszaleliśmy.
Puszczam jej rękę i mrugam parę razy.
- Zgłodniałem - mruczę.
- Naprawdę? - Lea wygląda na zdziwioną. - Po tym wszystkim mówisz, że zgłodniałeś? Boże.
- Najpierw dajesz mi wolność słowa, a potem mnie za nią karcisz? Kto cię wychował, Putin?
- Wiesz co, idź na stołówkę. O tej porze na pewno dadzą ci coś dobrego, zawsze możesz podebrać coś ze zlewek z obiadu. Pałętanie się o tej godzinie po budynku to boski pomysł!
Kolejną śmieszną rzeczą jest nasza nagła zmiana tematu. Od horroru do komedii.
- Mam ciastka w pokoju, przemycone przez sprzątaczkę i zostawione na czarną godzinę. Poza tym - drapię się po głowie - chyba powinien pójść do siebie. Przespać noc i pomyśleć o tym... wszystkim.
W duchu dodaję, że ten cholerny pokój nieco mnie przeraża. Obstawiam, że Leę też.
- Hola, hola ciasteczkowy potworze. Też należą mi się ciastka - mówi nadal drżącym głosem.
- Może coś ci odłożę, może.
- W takim razie nie trudź się. Jakby jacyś dziwni goście pojawili się w moim pokoju, to bądź pewien, że zawołam cię na to cudowne spotkanie, a teraz żegnam.
Kiedy już stoję przy samych drzwiach, pytam:
- Jesteś pewna... Wiesz, że chcesz zostać tu sama? Aktualnie jestem skłonny oddać ci połowę ciastek, tylko rozumiesz, odbiór we własnym zakresie.
- Och nie, mój bohaterze, błagam zostań ze mną i trzymaj mnie za rękę! - przewraca oczami. - Dobranoc, Sky.
- Dobranoc - rzucam i wychodzę.
Gdy padam na łóżko, zadaję sobie jedno pytanie.
Co takiego dzieje się z tą dziewczyną?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
wybaczcie nam, że notka pojawia się dopiero teraz. są wakacje, powinno być lepiej. postaramy się, by nasz system już nigdy nie zawiesił się na tak długo. ☺
Subskrybuj:
Posty (Atom)