piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 4

LEA

Od kiedy Sky odszedł od naszego stołu zapadła między nami głucha cisza.
Unoszę wzrok na Mike'a, chłopak ze zrezygnowaniem moczy łyżkę w zupie. Czy on też nic nie widział? Żadnych ludzi?
Jestem pewna, że to co widziałam było prawdziwe.
Przecież nie jestem szalona.
Chrząkam i rzucam ciche pożegnanie, biorę swoją tackę i odkładam ją na metalowy wózek. Sky mówił, że po posiłku mamy chwilę wolności, a potem spotkanie grupowe. Na słowa "spotkanie grupowe" przechodzą mnie dreszcze. Nie mam ochoty spotykać się więcej z ludźmi, którzy tutaj przebywają.
Jednak wiem, że dobre zachowanie pomoże mi się stąd wyrwać.
Ze zdziwieniem zauważam, że przeszłam już dwa korytarze. Szybko rozglądam się w poszukiwaniu jakiegoś znaku dokąd iść, znajduję go po kilkunastu sekundach. Wielkimi, drukowanymi literami pisze na nim "DO POKOJU ZWIERZEŃ (SPOTKAŃ)", znak ma kształt strzałki i wskazuje aby podążać prosto. Tak więc robię.
Ciekawi mnie, jak wyglądają takie spotkania. Może wszyscy będą krzyczeć jak opętani i płakać? A może będziemy siedzieć w ciszy?
Dochodzę do szarych drzwi, nikt przed nimi nie stoi. Wzruszam ramionami sama do siebie i naciskam klamkę.
Moim oczom ukazuje się duży pokój, na środku ustawiono około dwadzieścia plastikowych krzeseł, część jest już zajęta. Na jednym z nich siedzi Wolfer.
Chcę się wycofać, pozostać niezauważoną, ale wtedy wzrok doktorka spoczywa na mojej twarzy.
- Oh, Lea! Zapraszam do nas! - woła.
Przeklinam samą siebie w myślach i wchodzę do pomieszczenia. Przez chwilę namyślam się na którym krześle usiąść, wybieram to najbardziej oddalone od doktora.
Chciałabym zamknąć oczy i w spokoju przeczekać całe spotkanie.
"Zachowuj się normalnie" podpowiada mój mózg "Tylko wtedy stąd wyjdziesz".
Siadam więc wygodnie oraz wbijam wzrok w podłogę.
Sala zaczyna się coraz bardziej wypełniać, różni pacjenci przychodzą i zajmują miejsca. Jedna dziewczyna pochyla się i czyści krzesło skrawkiem koszulki zanim na nim usiądzie. Dziwne.
Po chwili do wszystkich dołącza Sky, zajmuje ostatnie wolne miejsce. Obok mnie.
Kątem oka zauważam, że mierzy mnie nieprzychylnym spojrzeniem. No cóż, nie jestem tutaj po to, by zdobyć sobie przyjaciół.
- Witam wszystkich! - zaczyna Wolfer klaszcząc w dłonie, ma wesołą minę, wygląda jakby próbował zaciekawić czymś przedszkolaków. - Dzisiaj chcę wam przedstawić naszą nową koleżankę. Lea, przywitaj się.
Mam ochotę przewrócić oczami, albo jęknąć - nie robię tego. Grzecznie wstaję, uśmiecham się i mówię:
- Cześć, jestem Lea.
Wolfer chwali mnie uśmiechem, więc siadam. Doktor zaczyna jakąś pozytywną przemowę, więc pozwalam sobie odpłynąć myślami.
Niedługo mnie wypuszczą, a wtedy ochrzanię Jodie, że mnie stąd nie wyciągnęła. A co jeśli chciała, tylko z jakiegoś powodu nie mogła?
Moich uszu dobiega szloch, zwracam głowę w stronę dźwięku. Widzę, że pod ścianą po prawej siedzi jakaś młoda kobieta, twarz zakryła dłońmi. Buja się delikatnie.
Marszczę brwi i rozglądam się po siedzących w kole, nikt nawet nie patrzy na kobietę.
Odwracam się do Sky'a.
- Zawsze jesteście tacy nieczuli? - szepczę.
- O co ci chodzi? - pyta unosząc brwi tak wysoko, że prawie chowają się pod włosami opadającymi na czoło.
- O płaczącą kobietę pod ścianą. Nikt nie zamierza jej pomóc?
Chłopak rozgląda się, przeszukuje wzrokiem wszystkie cztery ściany. Nagle z powrotem zerka na mnie. 

- Jeśli chcesz się szybko wyrwać z ośrodka, nie wspominaj o tym nikomu - mruczy. 
Wybucha we mnie złość. Czemu wszyscy myślą, że jestem szalona?
- Nie mam przywidzeń - syczę. - Pod ścianą naprawdę siedzi kobieta. Jesteś ślepy?

- Lea, okay- mowi spokojnie przy okazji wdychając -  Wierzę ci, ale teraz nie możemy z tym nic zrobić. Rozwiążemy sprawę po spotkaniu, a ty póki co skup się na tym, co mówi Wolfer.
Mam ochotę zacząć kłótnie, ale łapię doktorka na podejrzliwym spojrzeniu rzuconym w moją stronę.
Prostuje się na krześle i głupio uśmiecham, jednak mój wzrok znowu ucieka w stronę kobiety. Wydaje ona z siebie rozdzierający serce szloch. Nagle zabiera ręce z twarzy, a ja przykładam dłoń do ust, żeby nie krzyknąć.
Cała twarz kobiety jest zakrwawiona. Wygląda jak ochłap mięsa.

SKYLER

        Staram się zachowywać normalnie, ale co chwilę moje spojrzenie ląduje na blondynce siedzącej obok. Wolfer gapi się na nas. Jak zwykle niemal leżę na krześle, słuchając innych. Mam cichą nadzieję, że tym razem doktorek daruje sobie rozmowę ze mną.
       Mija jakieś pół godziny, a Lea zaczyna się wiercić. Chrząkam i szepczę w jej stronę:
- Może mam ci pośpiewać dla urozmaicenia?
- Cicho bądź. - warczy, a jej oczy latają tam i z powrotem jak wskaźnik prędkości w aucie prowadzonym przez mojego wujka. Gaz, hamulec, gaz, hamulec.
- Tylko potem nie narzekaj, że gram oschłego.
- Ustalmy coś. Ty nie jesteś zabawny, ja nie jestem szalona.
Wzruszam ramionami i postanawiam dotrwać w ciszy do końca spotkania. Wspomnieniami wracam do swojego pokoju. Coś we mnie pękło. To śmieszne - zawsze próbuję przekonać wszystkich, że czuję się dobrze, a tak naprawdę jestem mieszanką wybuchową. Tak, dokładnie do tego dążyłem cały ten czas. Czyżby te całe sesje i spotkania doradziły jedynie, jak kryć się ze swoim obłąkaniem? Zaczynam myśleć, że nic w tym ośrodku nie ma sensu. Jednak nie mogę się poddać. Wolność jest blisko.
- Sky, opowiedz nam coś. Prosimy.
Nie patrzę na Wolfera. Liczy na przemówienie, dzięki któremu będzie mógł orzec, że przyznaję się do jakiejś winy. Unoszę głowę, spoglądając na innych pacjentów.
- Kiedyś kradłem pieniądze rodzicom. To były bardziej takie spontaniczne zagrania. Tu brakowało dziesiątki do narkotyków, tu wisiałem jakiemuś dilerowi dwudziestaka. I tak co najmniej raz na tydzień szperałem w barku w ich pokoju. - drapię się za uchem, po czym ciągnę dalej. - Pewnego razu mnie przyłapali. Jakby to ująć... nie byliśmy biedni, bliżej było nam do kąpania się w pieniądzach. Aczkolwiek to nie zmienia faktu, że robiłem coś złego. Ochrzanili mnie, zwyzywali od złodziei i wywalili z domu. Jakiś czas błąkałem się po mieście, nockę przespałem u kolegi, a rano wróciłem. Nigdy w życiu tak bardzo nie wstydziłem się swojego czynu. Wybaczyli mi. Przynajmniej tak powiedzieli. Sam do teraz w to nie wierzę, ale cieszę się, że przeprosiłem. Sądzę, że to był jakiś krok w tył, wycofanie się znad  przepaści.
Wolfer uśmiechna się lekko.
- Dlaczego myślisz, że czyn nie został wybaczony?
- Bo mnie opuścili. Odkąd trafiłem do ośrodka w ogóle mnie nie odwiedzili.
- Może myślą, że kontaktowanie się tylko popsuje twoje leczenie.
Prychnąłem, wlepiając wzrok w sufit.
- Tak, bo samotność jest lepsza niż rodzinne ciepło. Trafił pan w dziesiątkę.
       Wcale nie zdziwiłem się, że zostałem wyproszony. To nie zdarza się często, ale niekiedy doktorek uważa moje zachowanie za próbę buntu. Brawo Sky. Jesteś mistrzem, myśląc, że teraz ten idiota pójdzie na ugodę.
        Usiadłem na krześle obok gabinetu Wolfera. Rozmowa nas nie ominie. Będzie przyjemnie jak podczas niedzielnego obiadku z rosołem na stole. Splotłem palce, przymrużając oczy. Skup się na czymś innym. Przecież kiedyś przychodziło ci to z łatwością. Spróbujmy... tak więc Lea. Głupi temat rozmyśleń, lecz lepsze to niż nic. Nie widziałem żadnej płaczącej kobiety w sali. Tym bardziej niczego nie słyszałem. To już drugie jej dziwne zachowanie, w którym uczestniczyłem.
- Skyler.
Tylko nie to. Wszystko, byleby nie Skyler.
- Tak?
Podniosłem się i spojrzałem na Wolfera i blondynkę. Niech mnie, czy ona musi być wszędzie?
- Dobrze wiesz, że zachowałeś się niestosownie co do mojej osoby.
Łapię się na tym, że mocno zaciskam palce na nadgarstku mojej lewej ręki. Czuję, że ta sztywnieje. Nabiera siwego koloru, krew nie jest w stanie krążyć normalnie. Złość rozlewa się po moim ciele, bo prawda jest taka, że nie powiedziałem nic niestosownego. Po prostu doktorka boli to, że dostrzegłem coś rzeczywistego, czego nie da się przyporządkować do gamy wspaniałych pozytywnych myśli.
- Bardzo przepraszam, wymsknęło mi się - odpowiadam powoli, wkładając w to jak najwięcej gry aktorskiej.
- Powiedzmy, że uznam sprawę za nieistotną, jeżeli zgodzisz się coś zrobić.
Jeśli jest cokolwiek, co mogłoby mnie teraz uratować, to z chęcią chwycę się tej półki.
- W czym mógłbym pomóc?
Wolfer przeczesuje swoje rude włosy, po czym wskazuje rękom Leę.
- Lea jest tu nowa. Chciałbym, byś spróbował dotrzymać jej towarzystwa. Początki zawsze są trudne.
Oczywiście, bo w moim życiu brakuje schizofrenika.
- Mogę spróbować.
- Wasze pokoje znajdują się niedaleko siebie. - tu zwraca się do dziewczyny - Na pewno szybko się zaprzyjaźnicie.
Dostrzegam, że Lea chce odpowiedzieć, ale doktor znika za drzwiami swojego gabinetu tak szybko, że zdążam tylko mrugnąć.
       W milczeniu przechodzimy do kwater dla pacjentów. Odprowadzam ją pod drzwi jej pokoju po czym uśmiecham się najradośniej jak tylko potrafię. Zostaję zbesztany wzrokiem, po czym jej twarz zbliża się do mojej.
- Mamy pogadać o tym co zdarzyło się na spotkaniu. - Przez chwilę myślę, że chodzi o moją przemowę, ale kolejne słowa dziewczyny upraszają całą sprawę. - Płacząca kobieta. Pamiętaj.


 ~~~~~~~~~~~~~~~
chciałyśmy tylko napomnieć, że blog prowadzony jest przez dwie osoby. (":