środa, 12 marca 2014

Rozdział 2

Lea

Nigdy nie myślałam, że bezczynność może tak męczyć.
Wyciągam zdrętwiałą rękę spod karku i przewracam się na plecy. W moim pokoju nie ma zegarka, więc nie mam pojęcia ile czasu już tu leżę. Na razie mój umysł jest całkiem zdrowy, ale jeśli przyjdzie mi tkwić w tym pokoju przez dłuższy czas to nie mam wątpliwości, że zwariuję i zacznę wydrapywać wzorki na ścianach z nudów.
Słyszę chrzęst zamka, ale tym razem nie zadaję sobie trudu jakim jest podniesienie się.
Wolfer wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi.
- Jak się czujesz, Leanne?
- Spokojnie - odpowiadam powoli, żeby nie dać po sobie poznać, że wyplułam pastylkę, która teraz jest zakamuflowana w poszewce. - Jestem odprężona.
- Widzisz? Nasze leki działają.
Doktor uśmiecha się dobrodusznie, tym razem nie ma przy sobie żadnego notatnika.
- Lea, może chcesz iść siusiu? Mogę cie zaprowadzić do toalety - oznajmia całkiem poważnie.
Prycham i podkładam ręce pod głowę.
- Postawmy pewną sprawę jasno: nie jestem przedszkolakiem - mówię. - Nie mów do mnie jak do dzieciaka.
- Przepraszam. - Mężczyzna unosi ręce w obronnym geście. - Mam dla ciebie dobre wieści.
- Jakie? Powiecie mi wszystko i zawiesicie zegarek nad mym łóżkiem?
Wolfer marszczy brwi, ale nie odpowiada. Podchodzi i ponownie przysiada na skraju łóżka. Może doktorzy uważają, że kontakt z drugą osoby bliższy niż na dwa metry podnosi poziom zaufania? Widocznie się mylą, osobiście wolę zachowywać pewną odległość. Wtedy mogę chociaż swobodnie oddychać.
- Po rozmowie z tobą - Zaczyna Wolfer. - ustaliłem, razem z innymi lekarzami oczywiście, że jeśli do jutra twoje zachowanie się nie zmieni to zostaniesz przeniesiona do bardziej... swobodnego oddziału.
- Będę tam mogła sama chodzić siusiu? - pytam z uśmiechem.
- Oczywiście.
Dlaczego ten doktor nie ma za grosz poczucia humoru?
Naszą rozmowę przerywają otwierające się drzwi, do pokoju wchodzi pulchna kobieta z ustami wymalowanymi czerwoną szminką. Jej wylakierowane włosy przypominają ptasie gniazdo.
- Kolacja - wypowiada poirytowanym głosem. Czasem się zastanawiam czemu ludzie wybierają zawód, którego nie lubią.
Kobieta nie zwracając uwagi na Wolfera podchodzi do mnie, stawia na moich kolanach plastikową tackę z jedzeniem i czym prędzej wychodzi.
Przez chwilę studiuję moją kolację, to niezidentyfikowana maź, groszek i kubek wody.
Zauważam, że Wolfer krzywi się, kiedy jego wzrok pada na maź. Czym prędzej odstawiam tackę na bok.
- Mogę się dowiedzieć ile już czasu tu jestem? W dalszym ciągu nic nie pamiętam.
- Na razie o tym nie myśl. - Ucina doktor łagodnie. - Odpocznij jeszcze dzisiaj, bo gdy cię przeniesiemy będziesz musiała spotykać się z innymi pacjentami na stołówce.
Stołówka pełna ludzi chorych psychicznie... Ciekawe, czy rzucanie jedzeniem i bójki na łyżki oraz widelce są tam codziennością?
- Racja, powinnam się przespać. - Przekręcam się na bok i wzdycham.
- Trzymaj. - Wolfer kładzie na mojej poduszce zieloną tabletkę. - Ziołowa, pomoże ci zasnąć.
Uśmiecha się raz jeszcze, następnie mnie opuszcza.
Przechylam się przez łóżko i wyciągam spod niego butelkę, w której pozostało trochę wody. Wiem, że bez pomocy nie usnę.
Biorę tabletkę i bez wahania popijam ją wodą.


Skyler

     Zawsze interesowałem się koszykówką. Byłem jedną z gwiazd tego sportu w mojej starej szkole. Mieliśmy nawet pojechać na zawody krajowe, ale wtedy trafiłem tutaj, a w tym piekle nie ma nawet jednej piłki do kosza, żebym mógł nią sobie palnąć w głowę.
     Siedząc na plastikowym krześle liczę, ile razy piłeczka do tenisa stołowego odbije się od jednej z połówek. Większość osób w ośrodku nie umie nawet dobrze trzymać rakietki, więc nie wymagam od nich jakiegoś szczególnego przestrzegania zasad. Cieszę się widząc, jak Annabeth znów ogrywa Mike'a.  Z nią łączy mnie specjalna więź. Annabeth choruje na zaburzenie dysocjacyjne osobowości, lecz zdradziła mi kiedyś, że miała problem z narkotykami. Udało jej się wyrwać z tego samodzielnie, więc co jakiś czasu rzuca w moją stronę dobrą radą. Czasami jej druga ja mówi, jak bardzo tęskni za swoim chłopakiem, i że chciałaby, by ją wreszcie odwiedził.
      Raz zapytałem jedną z pielęgniarek, czy gdzieś w dokumentach nie mają numeru do tego gościa. Chciałem być miły i poprosić go, żeby przyjechał. Akurat trafiłem na wredną Wandę, która wysłała mnie do Wolfera. On spokojem oznajmił, że ten chłopak to wymysł umysłu Annabeth.
- Sky, teraz twoja kolej!
Uśmiecham się do blondynki, po czym biorę rakietkę od Mike'a. Ten zasapany siada na moim miejscu i wyciera pot z twarzy.
- Twarda z ciebie sztuka - mówi do Annabeth, która poprawia włosy. Są piękne, długie i całkowicie proste. Mogę powiedzieć, że cała Annabeth jest piękna, od stóp do głowy bez wyjątków. - Następnym razem  ja wygram.
      Sprawdzam czy jesteśmy sami w pokoju. Teoretycznie powinniśmy być dla siebie mili, ale ja i Mike ciągle sobie dogryzamy.
- Nie wygrałbyś nawet ze swoją babcią.
Chłopak strzela urażoną minę.
- Maria Delaqur to świetna kobieta! W wieku pięćdziesięciu lat skoczyła z spadochronu, po czym zapytała "Miki, jesteś głodny? Chodźmy, ugotuję ci zupkę!".
- Jesteś pewny, że była tego świadoma? - pyta Annabeth, a ja się śmieję.
- Bardzo zabawne. Po prostu zazdrościcie mi babci.
Podrzucam piłeczkę i lekko uderzam w nią rakietką, a ta odbija się od białej siatki. Klnę pod nosem, próbując jeszcze raz. Znów to samo.
- Ktoś tu wyszedł z formy.
- Zamknij się, pulpecie - warczę i choć wiem, że Mike potraktuje to jako żart, czuję się jak śmieć.
Chłopak prycha, klepie się w wielki brzuch i dodaje:
- Chciałbyś mieć taki bojler. Uwierz, laski na to lecą!
Wszyscy wybuchamy śmiechem, a ja znów próbuję zaserwować - tym razem piłeczka przelatuje na połówkę Annabeth.
     Gramy jeszcze jakieś pół godziny, co chwilę się zmieniając. Potem kończy się nasz wolny czas i zostajemy wyproszeni z pokoju gier. Muszę iść na indywidualną terapię, więc żegnam się z przyjaciółmi i  zmierzam do gabinetu Wolfera. Znajduje się on na trzecim piętrze - tuż obok oddziału z izolatkami. Aktualnie przebywa tam z pięć osób. Parę dni temu przywieźli jakąś młodą dziewczynę. Niewiele zobaczyłem przez okno w salonie, ale wyglądała na dość młodą. Może nawet młodszą ode mnie.
      Gdy staję przed czarnymi drzwiami, pukam pięścią dwa razy, po czym zostaję zaproszony do środka. Jak zwykle przyglądam się kawowym ścianom, które już od roku wyglądają na świeżo pomalowane. Na parapecie stoi kilka doniczek z kwiatkami. Nie mam pojęcia, co to za rośliny, ale są czerwone i piękne.
     Za biurkiem nie ma doktora Wolfera. W szufladach grzebie jego sekretarka, Linda. Kiedy zauważa, że to ja, uśmiecha się ponętnie, po czym bierze jakieś papiery do ręki i podchodzi dość blisko, bym mógł poczuć perfum o truskawkowym zapachu.
- Doktor powinien zaraz się zjawić, poszedł porozmawiać z nową pacjentką.
Kiwam głową i siadam na skórzanym fotelu. Linda mówi coś jeszcze, ale nie zwracam na to zbytnio uwagi, po czym wychodzi.
       Kładę głowę na oparciu i zerkam na masywną meblościankę stojącą za krzesłem doktora.  Jest w odcieniu ciemnego orzecha, jak reszta mebli w pokoju. Na półkach jest mnóstwo segregatorów z kartotekami pacjentów. Wiem, że moja karta też się tam znajduje. Z drugiej strony pokoju nawet nie widać ściany, gdyż zakryta jest masą książek. Oczywiście to jakieś psychologiczne bzdety, po które nigdy bym nie sięgnął. Odnajduję okno po prawej stronie, a co ważniejsze - jedyne okno w całym ośrodku nie chronione z zewnątrz kratami. Lubię tu przesiadywać i gapić się na podwórko, wyobrażając sobie, że stoję po drugiej stronie i wstawiam środkowy palec ku doktorkowi, który nie może nic zrobić, bo jest zamknięty w jednym z pomieszczeń dla pacjentów.
      Do pokoju wchodzi Wolfer, jak zwykle głupkowato się uśmiechając. Czasem mam już dość tych wszystkich fałszywych uśmiechów.
- Witaj, Sky.
- Już się witaliśmy - odpowiadam, pochylając się do przodu. - Podobno mamy nową pacjentkę, prawda?
Wolfer siada za biurkiem, chowając jakąś teczkę do jednej z szuflad.
- Tak, to prawda.
- Za co ją zapuszkowaliście?
- Nie mogę zdradzać ci takich informacji, bardzo dobrze o tym wiesz.
Chrząkam, splatając palce.
- O czym dziś pogadamy?
- O czym zechcesz, to czas dla ciebie i twoich przemyśleń.
Nienawidzę tego gościa. Może to dlatego, że nie wkłada w głos żadnych uczuć, więc zawsze biorę go za znudzonego, ale to chyba dobry patent, gdy pracuje się w takiej branży jak on.
- Kiedy zamierzacie mnie wypuścić?
- Gdy tylko będziesz gotowy.
Zaczynam strzelać kośćmi w dłoniach, próbując ukryć zdenerwowanie.
- Wiesz, że taka odpowiedź mnie nie zadowoli, więc dlaczego ciągle mówisz to samo?
- Przejdźmy do sedna sprawy, Sky. Obiecałem, ze gdy będziesz się ładnie zachowywał, to zostaniesz wypuszczony. Chodzi tu nie tylko o twoje wyczyny podczas spotkań grupowych, ale i poza nimi. Myślisz, że wyzywanie Mike'a od pulpetów jest miłe?
Wzdrygam się, bo Wolfer nie powinien o tym wiedzieć. Teraz sam wyglądam na znudzonego, jakby jego wyznanie mnie nie zaskoczyło, ale czuję, jak wewnątrz mojej głowy budzi się małe, zapłakane dziecko.
- To tylko żart, przecież w życiu nie odezwałbym się tak do mojego przyjaciela.
- Zastanówmy się, Sky, czy ty rzeczywiście traktujesz tych wszystkich ludzi tutaj jak przyjaciół. Czy może udajesz, bo to pomoże ci w szybszej ucieczce.
- Oczywiście, że Mike to mój przyjaciel. Pomagamy sobie nawzajem, tak samo z Annabeth. Nie jestem żadną fałszywą świnią, aby bawić się ich uczuciami.
- Nie mówiłem, że bawisz się ich uczuciami. Wyrzuciłem na wierzch suche fakty - powiedział, przejeżdżając palcami po blacie biurka.
- To nie fair! -krzyczę, nie wytrzymując napięcia. - Obserwujesz mnie jak swojego chomika doświadczalnego, to robisz źle, to dobrze! Nie jestem ideałem, i choć o tym wiesz, nadal się mną bawisz.
- Opanuj emocje, Sky. Jak już skończysz, zaczniemy od nowa.
Zdaję sobie z tego sprawę, że dalsze wrzaski w żadnej sposób nie wpłyną korzystnie na moją sytuację. Mam już dość udawania, że wszystko jest w porządku. Zaczynam wierzyć wersji Wolfera, wmawiając sobie, że jeszcze nie wyzdrowiałem. Ale to nie prawda, czuję się dobrze. Traktuję ludzi dookoła jak rodzinę. Może nie powinienem wyrażać się w taki sposób do Mike'a, lecz nie umiem cofnąć czasu. Jestem rozbity. Zakrywam oczy, starając się nie rozpłakać.  Biorę głębokie wdechy, prostuję się i zaczynam od nowa.
- Dzień dobry doktorze.
- Witaj Sky - mężczyzna odpowiada. - O czym chciałbyś dzisiaj porozmawiać?

15 komentarzy:

  1. Świetne <3 Czekam na kolejny rozdział (oby pojawił się jak najszybciej) :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Next Next Next Nex ;)) super!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczne ! <3 Czekam na następny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę proszę proszę piszcie dłuższe te rozdziały albo chociaż częściej! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O MAMO!!! NASTĘPNY! kiedy kiedy?!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja chcę już następny ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będzie następny? Bo ja dlugo nie wytrzymam. ;-;

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny ale dosc kiepsko sie czyta przez tlo. Nie moge sie doczekac nast ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Annabeth? Mamy tu jak.widze fana Percy'ego ;D Świetnie napisane, nie mam zastrzerzeń! Czekam.na 3 rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem zachwycona.

    http://aveatquevale.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha, zaczęli od nowa... może jestem nienormalna, ale to mnie śmieszy :D
    Wow wow ale super :) Bardzo dobrze piszesz. Naprawdę, Twój styl wciąga ;)
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. To moze zaczniemy od nowa?
    Dzien dobry
    XD

    OdpowiedzUsuń