LEA
- Ziemia do Lei?
Kładę się płasko na plecach pod biurkiem. Moim oczom ukazują się podpisy, kilkanaście podpisów różnych osób.
Pewnie byłych pacjentów.
Nie zwracając uwagi na Sky'a przesuwam palcem po jednym z imion. Biurko jest szorstkie.
Nagle przede mną pojawia się starsza kobieta, unosi do twarzy dłonie owinięte zakrwawionymi bandażami.
Znika, kiedy tylko zsuwam palec z jej imienia.
Dotykam kolejnego podpisu. Młody chłopak, właściwie dzieciak buja się na podłodze w przód i w tył.
Jego spierzchnięte usta szepczą tylko jedno słowo - dom.
Czuję na skórze ciepły oddech. Odwracam głowę, dopiero teraz zauważam, że Sky położył się obok.
- Przerażające, nie? - mruczy.
Sarkazm razi mnie w twarz.
- Daj mi rękę - szepczę.
Chłopak bez słowa splata swoje palce z moimi.
Wtedy znowu dociskam opuszek do kolejnego imienia.
I teraz widzimy wszystko razem.
Starzec z metalową laską siedzi na łóżku naprzeciwko nas. W pierwszej chwili wygląda normalnie, a za sekundę odwraca laskę, zdejmuje z końca gumową kuleczkę i przebija sobie gardło metalową rurką.
Odrywam dłoń od blatu.
- O Boże - szepczę i przechylam głowę w stronę Sky'a tak, że praktycznie wtulam się w jego ramię.
Chłopak przekręca się i otula mnie drugą ręką.
Na mój policzek spływa jedna łza należąca do Sky'a. Po chwili chłopak składa wolny pocałunek na moim czole. Następnie przesuwa dłonią po mych włosach.
- To pewnie tylko wspomnienia - mruczy Sky.
- Obyś miał rację - mówię jąkając się przy każdej sylabie.
Przerywa nam zgrzyt zawiasów.
- Co wy tu robicie? - warczy jakiś męski głos.
Szybko wypełzamy spod biurka i wstajemy. Widzę wysokiego, czarnowłosego mężczyznę.
- Wolfer zaprasza do Pokoju Zwierzeń. - Informuje i odchodzi.
Stoimy w ciszy, ale wtedy z korytarza dochodzi nas jego głos.
- Pieprzeni psychole.
Przez chwilę nic nie mówimy, oboje zdezorientowani,
Potem Sky ponownie łapie moją dłoń.
- Powinniśmy się zbierać.
SKY
Nie wiem czy jestem bardziej przerażony, czy wkurzony. Próbuję wycisnąć wszystkie myśli z głowy. Bardzo pomocna jest w tym dłoń Lei. Jej ciepłe palce splecione z moimi. Myślę tylko o tym.
Puszczamy się dopiero w Pokoju Zwierzeń siedząc na krzesłach obok siebie. Po drugiej stronie widzę uśmiechniętego Mike'a machającego do nas. Staram się na niego nie patrzeć, także musiałbym się uśmiechnąć.
Inne osoby schodzą się jeszcze przez dziesięć minut, a na końcu wchodzi Wolfer.
- Witam wszystkich tu zebranych! - woła radośnie.
Każdy odwołuje swoją wersję powitania, po czym doktorek siada.
- Dzisiaj dołączy do nas nowy kolega, Jimmy.
Oczy większości lądują na facecie w białej piżamie z rękoma złożonymi na kolanach. Krótkie, ciemne włosy i kilkudniowy zarost. Widocznie nie ma zamiaru się przywitać. Niektórzy chrząkają, inni szurają krzesłami.
W końcu Wolfer go zachęca:
- Dalej, Jimmy, opowiedz nam coś o sobie.
Jimmy staje prosto.
- Witajcie, jestem waszym nowym Bogiem. Klękajcie przede mną.
Mam ochotę prychnąć, ale tego nie robię. Czuję na sobie wzrok Lei, przypala mnie.
Chcę stąd zniknąć. Nie przez tego dziwnego gościa, machającego Mike'a, czy Leę. Tym razem to wina starca z metalową laską
Zdążyłem przypomnieć sobie Benniego, cholera.
- Naszym nowym Bogiem? - pyta Teresa, jego sąsiadka.
- Tak.
Cisza.
Chryste, dlaczego to taki palant.
- Więc, Jimmy,dlaczego tak sądzisz?
- Mówcie mi Castiel.
- Dobrze wiedzieć. - Kwituje Wolfer pisząc coś w papierach. - To może teraz Lea?
Lea Wstaje.
- Jest okay - tu zerka na mnie. - zwieram nowe przyjaźnie. Mam dobry humor i nie jestem przygnębiona.
- A jak samopoczucie?
Przypominam sobie, że skłamałem tłumacząc nieobecność Lei. Chyba jej o tym nie wspomniałem.
- E... Bardzo dobrze.
Dziewczyna siada, a Wolfer wywołuje kolejną osobę.
- Mike?
Mój przyjaciel opowiada o tym, że lubi grać w tenisa stołowego, czuje się "fajowo", cieszy się, że do jego grona znajomych dołączyła Lea, nie może doczekać się obiadu i wciąż zastanawia się nad tym, dlaczego Kate przeżyła dźgnięcie prętem w brzuch.
Wzruszam ramionami. Też się nad tym zastanawiam.
Kiedy zebranie się kończy, ktoś podchodzi by pogadać z Leą, więc się nie wtrącam i wychodzę sam. Nogi niosą mnie korytarzami, które przypominają labirynt. Jasne, ciasne i niestety zimne. Na trzecim piętrze upewniam się, że nikt nie pilnuje schodów, po czym przebiegam przez nie jak najszybciej i wspinam się w górę.
Popycham wielkie metalowe drzwi. Są zamknięte. Przez pierwszy miesiąc przychodziłem tu dzień w dzień, modląc się, by te cholerne drzwi się otworzyły.
Chcę wyjść na dach, pooddychać świeżym powietrzem, rozłożyć ręce i poczuć wolność,
Zadowalam się kafelkami na podłodze. Podciągam kolana do klatki piersiowej i staram się oddychać.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że się duszę. Nie mogę się ruszyć, ciemność powoli wparowuje do mojej głowy.
Łapię się za włosy.
Dasz sobie radę.
Dasz.
Wielki haust powietrza. Przecieram twarz.
Czasem myślę, że jest tego za dużo. Wszystkiego.
Lea kuca przede mną i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. Wygląda na zatroskaną.
- Co ty tu robisz Sky?
Wgapiam się w jej oczy.
- Myślałem... Sam nie wiem.
Siada obok mnie, a ja od razu odczuwam dreszcze.
- O czym myślałeś? Możesz mi powiedzieć.
- Potrzeba przebywania z samym sobą się odezwała. Czasem tak mam i ciągle się zastanawiam, czy wszystko ze mną w porządku. A co ty tu robisz?
Gdybym umiał w jednym momencie zamienić się w szczęśliwego człowieka.
- Martwiłam się o ciebie.
- Prędzej ja o ciebie. Nie musisz zaprzątać sobie mną głowy, jestem tutaj wystarczająco długo i jakoś daję radę.
- Muszę się martwić - uśmiecha się - jesteś tutaj moim jedynym przyjacielem.
Całą uwagę skupiam na metalowej poręczy. Znamy się z Leą krótko, a już łączy nas dziwna więź. Oczywiście wiem, że to przez te wydarzenia.
Zamykam oczy.
- Myślałaś już o tych wizjach? Dotykasz czegoś, pojawiają się dziwne obrazy, jak hologramy.
- A może jestem medium?
Śmieję się, chociaż to bardzo możliwe.
- To tak... - zaczynam niepewnie. - jakbyś mogła odtwarzać przeszłość.